środa, 6 listopada 2013

Epilog: Chyba ma to po tobie.

Witam Was tutaj po raz ostatni :) 

Szczerze mówiąc, to ciężko było mi dokończyć to opowiadanie, ale jestem z siebie dumna, bo się udało. I zakończenie jest takie, jakie chciałam od samego początku. 
Od razu zaznaczam, że jest to ostatnie opowiadanie z Davidem Villą. Szkoda, ale tak się czasem dzieje. Jednak nadal kibicuje mu tak bardzo ♥


Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali i komentowali, bo to naprawdę wiele dla mnie znaczyło :)

Jeśli nadal macie ochotę czytać moje wypociny to zapraszam na inne blogi:

BESO-SUERTE.BLOGSPOT.COM
BAILAR-PARA-MI.BLOGSPOT.COM
SI-PROCHE.BLOGSPOT.COM

~*~

 5 LAT PÓŹNIEJ

    Ria wyjrzała z salonu do ogródka, gdzie bawiła się Sara z swoim ojcem. Uśmiechnęła się pod nosem i oparła o framugę drzwi. Jeśli ktoś, kilka lat temu, powiedziałby jej, że jak przeprowadzi się do Hiszpanii, to znajdzie miłość swojego życia i urodzi córkę, to zapewne wyśmiałaby go. Ale tak się stało. Razem z Villą przeprowadziła się do Madrytu, gdzie urodziła mu córkę. Równo rok po jej urodzeniu wzięli ślub i od tamtego czasu tworzą szczęśliwą rodzinę.
    - Mama! - usłyszała radosny krzyk Sary. Biegała z Davidem po ogrodzie i odbijała futbolówkę.
    - Słucham, kochanie? - szatynka rozsiadała się wygodnie w wiklinowym leżaku i obserwowała ich.
    - Zagraj z nami! - krzyknęła, a David roześmiał się głośno. On doskonale zdawał sobie sprawę, że kto jak kto, ale jego żona do piłki się nie nadaje.
    - Mama nie ma odpowiednich butów do gry - skrzywił się, patrząc na jej czarne czółenka.
    - I stroju też nie - pokazała mu język.
    - To mama może się przebrać! Ja pójdę po jakiś strój! - zapiszczała i pędem wpadła do domu. Po chwili obok szatynki pojawił się El Guaje.
    - Wiesz, że ona nie da ci spokoju? - zaśmiał się, przesuwając czubkiem swojego nosa po jej policzku.
    - Chyba ma to po tobie - spojrzała na niego i wsunęła swoje dłonie w jego włosy. - Ale to nic. Jest naszym małym promyczkiem.
    - Razem z swoimi dwoma siostrzyczkami - uśmiechnął się.
    - Prawda. Szkoda tylko, że Zaida i Olaya mieszkają z matką.
    - No niestety, ale w przyszłym tygodniu nas odwiedzą - poinformował ją.
    - I bardzo mnie to cieszy. Sarę też - ucałowała go w czubek nosa.
    - Jestem! - tuż obok nich pojawiła się mała szatynka, bardzo podobna do taty. - Mamo, zagrasz z nami? - zrobiła maślane oczka.
    - Dobrze wiesz, że tobie nie potrafię odmówić - odparła i zabrała od niej rzeczy. Wstała i ruszyła w stronę domu, by się przebrać i dołączyć do męża oraz córki.
    I właśnie w takich chwilach szatynka była naprawdę szczęśliwa. Nie żałowała niczego, co przytrafiło się jej w życiu, bo gdyby nie znęcający się mąż, to nigdy by nie wyjechała do Hiszpanii i nie poznała piłkarza. A wyjazd do Barcelony był przełomem w jej życiu, który wzniósł do jej życia radość i szczęście. I tak pozostało po dzień dzisiejszy.